Biblia · religia · wiara

003 – Grzech poznania i wygnanie z Edenu oraz Jan Chrzciciel i chrzest Jezusa.

Rdz 3;

Rozdział trzeci Księgi Rodzaju, to historia tzw. „grzechu pierworodnego” i wygnania z Edenu. Jeden z najszerzej znanych epizodów biblijnych. W telegraficznym skrócie: Wąż namówił kobietę, by zjadła owoc z drzewa poznania dobrego i złego, ona go zjadła i dała go mężowi, za co Bóg – Jahwe wygnał ich z Edenu, skazując ich na trud i ból aż do śmierci. I wszystko fajnie, tylko diabeł (nomen – omen) tkwi w szczegółach.

W opowieści z rozdziału trzeciego Księgi Rodzaju nie znalazłem informacji o tym, jakoby wąż miał być Szatanem, czy innym „upadłym aniołem”, choć w przypisach odsyłają mnie w inne miejsca Biblii, gdzie jest on symbolem potęgi wrogiej Bogu i człowiekowi (niespecjalnie zatem rozumiem, dlaczego został stworzony przez rzekomo wszechmocnego i wszechwiedzącego). W księdze otwierającej Pismo był on po prostu najchytrzejszym z dzikich zwierząt stworzonych przez Boga. Nie poznałem nadal imienia mężczyzny, natomiast dowiedziałem się, że nadał on po wygnaniu swej małżonce imię Chawwa, czyli Ewa (dawczyni życia).

Sprzeciw moralny budzi we mnie przedmiot potępienia węża i ukarania ludzi. Sumienie, czy też wiedza o tym co dobre, a co złe, kojarzy mi się z istnieniem, którego zakresu nie wyczerpuje człowiek (zwierzęta również czują, czy robią coś dobrego dla drugiej istoty, czy coś złego). Natomiast ślepe, tępe wykonywanie poleceń właściwe jest marionetkom i maszynom. Wychwalanie tego sposobu postępowania składam na karb niewolniczej natury autorów Biblii, natomiast jeżeli miałbym widzieć w złamaniu zakazu spożywania owoców z drzewa poznania dobrego i złego przekaz metaforyczny, to wyobrażam tu sobie zawoalowany opis despotycznego domu, gdzie ojciec – tyran chce kontrolować nie tylko każdy ruch dziecka, ale i jego uczucia i wybory moralne, a że jest przy okazji zafiksowany na seksualności i ma z tym jakiś problem, więc seks i „wpadkę” uważa za powód do wywalenia go z domu na zbity pysk. Zwłaszcza, że biblijny Jahwe, jakby dla zagłuszenia wyrzutów sumienia, daje wygnanym ubranie ze skór zwierzęcych. To by odzwierciedlało moralność tamtych czasów, ich surowość, nawet to, że jeden gospodarz miał wówczas kłopot z utrzymaniem swojej rodziny, więc jeśli któreś z dzieci zakładało swoją, to z przymusu ekonomicznego musiało iść w inne miejsce, bo to nie było go w stanie utrzymać. Tym niemniej odebranie prawa oceny dobra i zła pod karą śmierci, uważam za sadystyczne zboczenie narcyza. Zresztą opis plag mających spaść za nieposłuszeństwo na ludzkie głowy brzmi, jakby sprawiał on autorowi przyjemność. Jednocześnie, co przypominam kobietom, Pismo traktuje je podobnie jak dzieci, jako spód drabiny wartości, która wygląda tak: mężczyzna – jego majątek i zwierzęta – żona – dziecko. I jeszcze coś: Mężczyzna jawi mi się w tej opowieści jako ciężka dupa i tchórz pierwszej wody. To tłumaczenie „kobieta dała mi owoc”. Po prostu jakbym słyszał jakiegoś siurka tłumaczącego się ze zdrady małżeńskiej „to ona mnie uwiodła”. Normalnie „nie mam mózgu, nie mam woli, mów mi „ameba”!

I jeszcze coś bardzo ważnego. Chrześcijanie nazywają nieposłuszeństwo w Edenie „grzechem pierworodnym” i obciążają nim wszystkich ludzi, a chrzest (czyli przystąpienie do kościoła) ma być warunkiem zmycia tego grzechu, przy czym niektóre z kościołów chrześcijańskich uważają chrzest za warunek konieczny zbawienia. Nie wiem, czy w pełni zdajecie sobie sprawę, jakie to obrzydliwe: Wyobraźcie sobie, że Wasz praprapra….-dziadek w osiemdziesiątym pokoleniu wstecz okazał nieposłuszeństwo mojemu praprapra…-dziadkowi z osiemdziesiątego pokolenia do tyłu. Co byście pomyśleli o mnie, gdybym w związku z incydentem sprzed 80 pokoleń, domagał się od Was uroczystego składania mi hołdu oznaczającego przyjęcie w grono moich lenników zobowiązanych do „co łaska, ale nie mniej niż…” i innych ceregieli?

*

Mt 3;

Rozdział trzeci Ewangelii wg św. Mateusza opisuje Jana Chrzciciela, jego pustelniczy, ascetyczny tryb życia (miał odzienie z sierści wielbłądziej i skórzany pas na biodrach i żywił się szarańczą i miodem leśnym). O tyle ta postać budzi moją sympatię, że chrzci skruszonych i wyznających grzechy, natomiast zarozumiałych faryzeuszy beszta, mówiąc im o konieczności nawrócenia, i że bez tego będą jak drzewo niedające owocu wycięte i w ogniu spalone. Ewangelia nie wyjaśnia, czy w końcu im udziela chrztu, ale za to tłumaczy, że bez nawrócenia (nie tyle w sensie wiary, co postępowania) rytuał nie będzie mieć żadnej mocy. To piękna metafora tego, co i ja myślę o nadętych duchownych gwałcących przykazania, nurzających się po uszy we wszystkich siedmiu grzechach głównych, bez chociażby rachunku sumienia, a uważających, że jakiś obrzęd nagle sprawi, że ich grzechy znikną bez ich własnego nawrócenia. Świetnie to widać na przykładzie propedofilskiego gnoju zwanego Episkopatem Polski, który nie tylko nie zamierza czegokolwiek zmieniać, ale uważa, że winą za biskupie grzechy należy obarczyć tych, którzy o nich mówią.

Rozdział kończy się ochrzczeniem Jezusa. Jan rozpoznając go, najpierw się wzbrania uznając go za godniejszego od siebie. Dopiero gdy Jezus wspomina o konieczności wypełnienia „wszelkiej sprawiedliwości”, Jan rozumie że skoro to on chrzci, a Jezus przychodzi jako człowiek, powinien dokonać tego rytuału. Ten rozdział, poza kwestią samej wiary chociażby w rozstąpienie się niebios nad głową ochrzczonego Jezusa, nie budzi mojego sprzeciwu. Jan Chrzciciel żyje jak chce, wierzy w co chce, jest temu wierny, krzywdy nikomu nie robi, a jedynie namawia do skruchy za grzechy i nawrócenia na drogę prawości, nie jest zarozumiały, wie co do niego należy. Wyobrażacie sobie w takiej roli Głódzia, Michalika, czy choćby Wojtyłę?

Co mnie uderzyło, i tu zwrócę się do katolików, którzy zechcą ten rozdział sobie przypomnieć: Zauważcie, że Jan Chrzciciel chrzcił w Jordanie wyznających mu swe grzechy i żałujących za nie, natomiast reaguje złością na prośbę o chrzest zatwardziałych, nie wyrażających skruchy grzeszników, którymi są dostojnicy kościelni. Jak to się ma do współczesnego chrztu niemowląt, które ani nie przyszły tu dobrowolnie, ani nie zdążyły popełnić grzechu, nie mówiąc już o zrobieniu rachunku sumienia, czy żalu za grzechy – nie mogą zatem ani żałować, ani się nawrócić, nawet nie wiedzą na co miałyby się nawracać. Naprawdę nie przeszkadza Wam przerobienie świadomego aktu nawrócenia na przymusowe oddanie nieświadomego dziecka w chciwe, lubieżne łapska współczesnego kościoła katolickiego – i to jeszcze za konkretną i niemałą opłatą? Nie przeszkadza Wam przerobienie aktu osobistej odnowy, na rodzaj komercyjnej, pokazowej uroczystości towarzyskiej? Ja bym miał z tym problem i gdybym wierzył w biblijnego Boga, z pewnością nie mógłbym być katolikiem – szukałbym w innych odłamach chrześcijaństwa.

9 myśli w temacie “003 – Grzech poznania i wygnanie z Edenu oraz Jan Chrzciciel i chrzest Jezusa.

  1. Wydaje mi się, że ludzie chrzest bardziej traktują jako tradycję niż zawierzenie religijne.
    Wszystkiego najlepszego urodzinowo- w zdrowiu i pełni szczęścia 100 lat! 🙂

    Polubione przez 1 osoba

    1. Bardzo dziękuję i pozdrawiam.
      Tradycja. No właśnie, co uznać za tradycję, bo tradycją wywodzącą się od Jana Chrzciciela było przygotowanie skruszonych grzeszników na nadejście Mesjasza. Tymczasem to, co widzimy w kościele katolickim jest obrzędem magicznym, jakich wiele było u pogan. Tetyda zanurzała Achillesa w Styksie, by zapewnić mu nieśmiertelność, a katolicy w pewnym momencie przyjęli, że chrzest zapewni możliwość pośmiertnego zbawienia (cokolwiek przez to rozumieją). Innymi słowy: katolicy zniszczyli tradycję Jana Chrzciciela, kompletnie zmieniając jej cel.

      Polubienie

  2. Jeden rozdział (plus kawałek Mateusza), a poruszone dziesiątki klocków budujących naszą egzystencję.
    Na którym się skupić? Może grzechu.
    Grzeszność to próba tworzenia przez teistów gramatyki moralności. W zamiarze na potrzeby sekty, później narzucone wszystkim Ziemianom z pretensjonalnością do Kosmosu.
    Wychodząc z pierwotnej nieczystości rytualnej (występku rytualnego) twórcy zrębów chrześcijaństwa dodają nowe treści. Naruszanie tabu rozciągają na występki przeciwko bogu-później; ustanowionym normom koegzystencji sekty. W końcu dogmatyzują.
    Reszta to koloryt wprowadzany do Biblii wg. pomysłowości twórców.

    Tzw. grzech pierworodny (termin wprowadzony przez Augustyna z Hippony-zwany wcześniej ,,grzechem przodków”) powstaje dla;
    1) ukonstytuowania ambiwalentnej natury człowieka-czym uwalniano boga od jego odpowiedzialności za zło,
    2) dyscyplinowania sekty wyznawców Chrestosa,
    3) budowania zrębów moralności chrześcijańskiej.

    Grzech pierworodny-jak ktoś dowcipnie zauważył-jest chorobą imputowaną przez tricksterów ,,lekarzy dusz”, dla czerpania przez nich zysków za rzekome uzdrawianie.
    Ot, prostacka socjotechnika”.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ja mam jeszcze jedno przypuszczenie, co do genezy „grzechu pierworodnego”. Kultury pierwotne prowadziły intensywne walki z sąsiadami,dziś na to się mówi w Polsce „odwieczni wrogowie”. Wynikało to z walki o zasoby, które wciąż jeszcze były słabo dostępne i trwało bez żadnych prób zrobienia sobie przerwy aż do I wojny światowej. Dopiero po tej rzezi ludzie zaczęli doceniać wartość współpracy i korzyści biegnących ze spokojnego handlu. Wcześniej ludzie zdawali się znać tylko jeden sposób: „Jak mi czegoś brakuje, trzeba zabrać sąsiadowi”! Zarówno jednak kradzież, jak i morderstwo, czy rabunek, były potępiane przez wszystkie normy społeczne, bez względu na wyznanie. Dlatego „ODWIECZNY WRÓG” był niezłą wymówką. GRZECH PIERWORODNY, to ta sama zasada: „PŁAĆ KAPŁANOM, BO TWOI PRZODKOWIE ZGRZESZYLI”. Zresztą podobne reguły starali się utrzymać wszyscy beneficjenci społeczeństw kastowych, stanowych, czy klasowych. Dopiero powojenne demokracje (z czasu po drugiej wojnie światowej) dość radykalnie zniwelowały ten sposób myślenia, choć akurat klerowi udało się go podtrzymać, mam nadzieję że już niedługo.

      Polubienie

      1. Analogie rytów, tzw. tradycji oraz dogmatów chrześcijańskich do cechujących inne religie lub kultury zwyczajów można znaleźć multum. Pod chrześcijańskim pochodzeniem tychże nie podpisałbym się jednak bez zastrzeżeń.
        Skoro badacze kręgu Jesus Seminar tylko modlitwie ,,Ojcze nasz” nie odmawiają autorstwa chrześcijan, a inni badacze korzeni religii chrystusowej dorzucają do modlitwy koncepcję ,,odpuszczania win”, jako drugi wkład do kultury śródziemnomorskiej?
        Wszystko, co zawiera Nowy Testament można-bez zastrzeżeń-określić mianem ,,furta”. Delikatniej mówiąc ,,zawłaszczaniem” idei i koncepcji (kalka z kalek) kultury greckiej w szczególności, osiągnięć Sumeru, starożytnego Egiptu i Persji. Co potwierdza Hieronim zw. świętym autor ,,Wulgaty”.

        Ukłony

        Polubione przez 1 osoba

  3. Mnie zaskoczyła w części o grzechu pierworodnym myśl, że śmierć istniała przed zjedzeniem owocu i następującej po tej konsumpcji każe wiecznej na tysiące pokoleń. Gdzieś w głowie miałam, że w raju ludzie nie umierali (rzekomo nie było tam przecież cierpienia), a jednak zanim jeszcze z Człowieka wyskoczyła Chawwa, główny Bóg w 2,16-17 nawija tymi słowy:

    „Możesz jeść do woli ze wszystkich drzew ogrodu, ale z drzewa, które daje wiedzę o dobru i złu, jeść nie będziesz! Gdybyś z niego zjadł, czeka cię pewna śmierć!”.

    „Umrzesz” lub „śmierć” jest w każdym polskim tłumaczeniu! Śmierć musiała być faktem występującymi, skoro niekumaty Człowiek (jeszcze nie zjadł owocu) rozumiał, co właściciel ogrodu do niego mówi.

    Polubione przez 1 osoba

    1. A może to było jak w dowcipie o podróżnikach złapanych przez tubylców, gdy zadali im pytanie, czy wolą śmierć, czy umpa umpa. Pierwszy wybrał umpa umpa, więc go zgwałciło całe plemię, więc drugi wybrał śmierć, a wódz plemienia orzekł wobec powyższego wyrok śmierci przez umpa umpa.

      Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz